Plany na sobote: zwiedzić Malagę a wieczorem spotkanie na plaży z lokalną grupą Language Exchange.
Juan zawiózł nas do centrum. Zjedliśmy wspólnie tradycyjne hiszpańskie śniadanie: churros z czekoladą i kawa.
Juan poszedł popracować a my posilone ruszyłyśmy podziwiać Malagę. Spacer uliczkami w centrum nie wywołał w nas zbytniego zachywtu miastem. Ładnie ale bez szału. Postanowiłyśmy nie zwiedzać wewnątrz Alcazaba ani Castillo de Gibralfaro. W zamian postanowiłyśmy zrobić sobie spacer na szczyt wzgórza. Z góry roztaczał się widok na całą Malagę. Później spacer po nadbrzeżu i czas na pierwsze mariscos:) Pulpo a la gallega nie smakowało tak jak to które jadłam kilka lat temu w Zaragosie ale było smaczne.